Ellis ma bardzo charakterystyczny zbolały głos, co oczywiście nie znaczy, że dobry, ale ja lubię rozpoznawalnych wokalistów i uważam, że ten jego glos nieźle pasuje do wybranej konwencji. A może odwrotnie. Do tego potrafi zagrać śpiewną solówkę, która niesie, tak jak czasem potrafi ponieść solówka Waltera Trouta (pewnie chodzi o to wibrato). No i zdarza mu się napisać naprawdę ładną, melodyjną bluesrockową piosenkę w stylu, powiedzmy, Claptona, choć nie w tej skali. Wszystko to sprawia, że przynajmniej niektóre z jego utworów odbieram jako slnie emocjonalne, a o Kochu bym tego nie powiedział, chociaż gitarowo może kręcić kółka wokół Ellisa.
Dla mnie bluesman to ktoś, kto używa np. gitary, żeby grać bluesa. A gitarzysta to ktoś, kto używa np. bluesa, żeby grać na gitarze. I Tinsley Ellis według tej definicji jest w dużym stopniu bluesmanem, a Koch to stuprocentowy gitarzysta.