autor: Tomii » maja 17, 2009, 4:51 pm
Kopiąc troszkę w sieci natknąłem się na wywiad Rzeczpospolitej z J.Bonamassą przeprowadzony przez Marka Dusze.
Jak rozpoznać, czy utwór jest bluesem?
Joe Bonamassa: Hm, a jak rozpoznać, że kolor, który widzimy, jest czerwony? To się wie od razu. Tak samo jest z bluesem. Ja słyszę bluesa niemal wszędzie. Myślę, że znalazłbym go w polskiej muzyce ludowej. To rodzaj nastroju, który niesie muzyka.
Pamięta pan pierwszego usłyszanego bluesa?
Oczywiście, „Further On Up The Road” Erica Claptona. To był czas, kiedy próbowałem grać ze słuchu. Tego bluesa ćwiczyłem chętnie, bo od razu bardzo mi się spodobał.
Zaczął pan muzyczną edukację od europejskich bluesmanów?
Tak, od europejskiego rocka i bluesa. Byłem zafascynowany muzyką Johna Mayalla i Bluesbreakersów, grup Led Zeppelin i Free, Rory Gallaghera. Dopiero później odkryłem Muddy’ego Watersa, Roberta Johnsona, B.B. Kinga i Alberta Kinga.
Który z nich jest najważniejszy?
Z pewnością Eric Clapton, bo jest największym z bluesowych gitarzystów. Poza tym zyskał największą publiczność. Dzięki niemu miliony słuchaczy dowiedziały się, co to jest blues.
Czy bluesowa tradycja straciła dziś na znaczeniu?
Nie, jest ciągle bardzo istotna w rozwoju tego stylu, mówiłem o muzyku, który jest dla mnie najważniejszy.
W filmie „Red, White & Blues” Mike’a Figgisa, ze słynnej serii Martina Scorsese, Eric Clapton powiedział, że dla niego czarny blues jest akustyczny, a biały elektryczny. Czy zgadza się pan z jego opinią?
Absolutnie nie. Wystarczy jeden przykład świadczący, że tak nie jest: B.B. King, największy czarny elektryczny gitarzysta bluesowy w historii. Przecież Jimi Hendrix również był bluesowym gitarzystą. Na elektrycznej gitarze grał także Muddy Waters. Nie lubię podziałów na białego i czarnego bluesa. Blues jest jeden.
Zna pan tę serię siedmiu filmów „The Blues – muzyczna odyseja” firmowaną przez Scorsese? Czy takie wydawnictwo może się przyczynić do popularyzacji bluesa?
Oczywiście, bo każdy z tych filmów jest inny, każdy inaczej opowiada o różnych aspektach historii bluesa i odnosi ją do współczesności. Najbardziej podobał mi się film samego Scorsese „Feel Like Going Home”, który szuka źródeł bluesa nad rzeką Niger w Mali. Znakomite są rozmowy i interakcje pomiędzy starymi mistrzami i nowymi, jak np. Keb’ Mo’.
Znakomite są fragmenty filmu Mike’a Figgisa „Red, White & Blues” opowiadającego o narodzinach tej muzyki w Wielkiej Brytanii. Fenomenalny jest tam Tom Jones śpiewający z Jeffem Beckiem, który przygrywa mu na gitarze. Można zauważyć, jak wielka jest różnorodność tej muzyki, jak fascynującą ma historię. Ale najważniejsze, czego można się z tych filmów dowiedzieć, to odkrycie, że blues jest uniwersalny.
Czy są różnice pomiędzy bluesem amerykańskim a europejskim?
Kiedyś europejscy muzycy byli bliżej rocka, a ich solówki bardziej były wyrafinowane, teraz różnice się zacierają. Nowe pokolenia wychowują się na innej muzyce, większość bluesmanów zaczyna od fascynacji rockiem. Ja słuchałem namiętnie grup Van Halen i Iron Maiden, zanim głębiej zainteresowałem się bluesem.
Kiedy porównałem tego samego bluesa granego przez amerykańskiego muzyka i przez europejskiego, brzmienie tego drugiego wydało mi się bogatsze, szczególnie kiedy grał Eric Clapton. Najpierw myślałem, że to kwestie techniczne, gitar i wzmacniaczy, ale później zrozumiałem, że to również kwestia innej muzycznej tradycji.
Czego zatem nauczył się pan od takich mistrzów jak B.B. King?
Wszystkiego, co w bluesie jest istotne, jestem wielbicielem i dłużnikiem B.B. Kinga. Żadne słowa nie oddadzą jego zasług. On zdefiniował bluesa, jest największą ikoną, narodowym skarbem Ameryki. A poza tym nikt nie potrafi zrobić takiego show jak on.
Miał pan okazję z nim wystąpić?
Tak, zaprosił mnie na swój urodzinowy koncert, kiedy miałem 12 lat! To było niewiarygodne. Wystąpiłem też na jego specjalnym koncercie w 2005 r., kiedy obchodził 80. urodziny. Takie momenty pamięta się przez całe życie.
Przed naszą rozmową zajrzałem na stronę youtube.com i wpisałem słowo „blues”. Czy zgadnie pan, czyje wideo wyskoczyło na pierwszej pozycji?
Nie, ale bardzo jestem ciekaw.
Johnny Cash śpiewający „The Folsom Prison Blues”.
Ciekawe! Podoba mi się ten wynik, choć nie spodziewałem się akurat Johnny’ego Casha. To potwierdza, co powiedziałem wcześniej, że bluesa można znaleźć wszędzie. Również u wykonawców country. Willy Nelson napisał piosenkę „Night Life”, którą chętnie wykonują bluesmani, również B.B. King. Willie Nelson i Eric Clapton zaśpiewali i zagrali ją razem na koncercie urodzinowym Nelsona. To świetna kompozycja, a każde wykonanie brzmi inaczej.
Czy każdy może zagrać bluesa?
Każdy, kto potrafi grać na gitarze.
A jak wykonać dobrego bluesa?
Nie jest to łatwo objaśnić słowami. Trzeba mieć do tej muzyki przekonanie, grać z pasją, a dobry blues przyjdzie do ciebie.
Jak osiągnął pan swoje brzmienie?
Stale nad nim pracuję. Nie sądzę, by już mi się udało. To bardzo trudne, jeśli popatrzy się na historię bluesa, na tych wspaniałych muzyków, którzy ją wykonują od dziesięcioleci. Najpierw trzeba spróbować interpretacji w ich stylu, dopiero później wypracować własne brzmienie. To ciągle przede mną.
W jednym z wywiadów powiedział pan, że bluesowa publiczność młodnieje. To rezultat zmian w upodobaniach młodzieży?
Sądzę, że tak, bo obserwuję to na moich koncertach. Jestem z tego powodu bardzo szczęśliwy.
Ten styl zyskuje teraz na popularności?
Nie jestem pewien, czy blues jest teraz popularniejszy niż kiedyś. Nie mogę mówić za innych. Moim zadaniem jest przyciągnąć jak największą publiczność, i to mi się udaje. Gram ponad 200 koncertów w roku, na całym świecie: w Ameryce, Europie i Japonii. Jeśli teraz przychodzą młodzi fani, to prawdopodobnie nie zabraknie ich także za kilka lat.
Które płyty poleciłby pan słuchaczom, którzy zaczynają przygodę z bluesem?
„John Mayall Bluesbreakers with Eric Clapton”, „Live at the Regal” B.B. Kinga, „Truth” Jeffa Becka i pierwszy album Led Zeppellin.
Jaką muzykę usłyszymy na pana warszawskim koncercie?
Zagramy przede wszystkim utwory z najnowszej płyty „The Ballad of John Henry”, ale będą też kompozycje z moich wcześniejszych płyt. Koncert potrwa z pewnością dwie godziny. Przygotowujemy się do występu w londyńskiej Royal Albert Hall, z którego zostanie wydane DVD.
w sercu blues a w zylach rock'n'roll ...
...cudowność jest zawsze piękna, wszystko jedno jaka cudowność, nie ma cudowności, która by nie była piękna.