Ja juz kiedys wspominalam, że Jimmy i Jeff Beck zaoferowali Marriottowi posadę wokalisty, ale bylo to w 1966 roku. Sklad zespołu mial byc Page, Beck, Moon, Entwistle i Hopkins.
Steve im odmówił. Jak don Arden (manager SF) dowiedzial sie o tym, to wyslał do Page'a list z pogrózkami, ze jeśli bedzie ponawiac propozycje to będzie musial nauczyc sie grać z polamanymi palcami, Jimmy wziąl obie do serca te pogrózki bo Arden mial powiązania ze środowiskiem mafijnym. Caly pomysł na zespól upadl, The Who pojechali w trase, to samo The Yardbirds i cala sprawa sie rozeszła. Dopiero w 2 lata później Jimmy ponownie szukal wokalisty, trafił na Terrego Reida a Terry zasugerował Roberta Planta.
EDIT: To własnie wtedy Keith Moon zażartowal sobie, że z takim składem zespół spadłby jak ołowiany balon. Moon oczywiście nie mial na myśli umiejętności muzyków, tylko fakt, że wiekszość z nich miała bardzo wyraziste osobowości, tzw. "big ego"
. Ja osobiście mam wrażenie, że taki zespól nie istnialby dłużej niż kilka miesiecy
, myslę, że Moon miał rację.
Page'owi tak bardzo spodobało się określenie "Lead Zeppelin", że później postanowił je wykozystać, a reszta jak się mówi jest historią