Dla mnie to tak, jakby Jimi wystąpił na konkursie na festiwalu LWiB.
Korci mnie, żeby to porównanie rozwinąć.
No i zagrał ten Hendrix na tym festiwalu, np. Voodoo Chile, publiczność szaleje, faceci dostają spazmów, a dziewczyny zajęte są rzucaniem na scenę kilogramów mokrych majtek (!). A z tyłu stoją dwaj "znawcy" i tak dyskutują.:
-A te podciągnięcia w szesnastym takcie to były trochę nieczyste!
-A raz mu sie palec obsunął.
-A Jacek Jaguś to ma lepiej gitarę opanowaną.
itd.
PS
Jako małolat grałem kiedyś trochę z muzykami z Białorusi (perkusistów mieli kiepskich). Mieli oni takie określenie, które idealnie pasuje do tego co robi Gienek:
Kryk duszy - krzyk duszy.
Chciałem siebie zacytować, a mi się zmienił cały post