autor: trolliszcze » maja 15, 2011, 7:11 pm
Bonamassa i Henderson nie grają takiej samej muzyki przeznaczonej dla takich samych uszu (z pewnymi wyjątkami, bo są ludzie, którzy z radością słuchają muzyki zarówno bardziej, jak i mniej ambitnej). Niestety to jest właśnie podstawowy i kardynalny błąd wszystkich recenzentów in spe (zarówno muzycznych, jak i literackich czy filmowych) - nieumiejętność oceny utworu w granicach gatunku, do którego ten utwór przynależy.
Widać to bardzo wyraźnie na podstawie miernych prób oceny Kuby Chmiela. Oto, co robi Kuba - najwyraźniej usłyszał, jak ktoś nazywa Bonamassę wirtuozem i zamiast zbyć to bardzo wątpliwe twierdzenie wzruszeniem ramion i ocenić Bonamassę tak, jak należy - czyli jako sprawnego technicznie muzyka grającego przyjemny i łatwy w odbiorze bluesrock z okazjonalnymi, ale niewiele znaczącymi wypadami na inne terytoria - Kuba próbuje udowodnić, że Henderson jest muzykiem sprawniejszym, popadając w śmieszność.
Zarówno Henderson, jak i Bonamassa podejmują wybory związane z rodzajem uprawianej muzyki i grupy docelowej bardzo świadomie, o czym świadczy pozycja obu Panów. Tylko ktoś, kto nie ma zielonego pojęcia o sztuce oceny może porównywać ich dokonania, bo Bonamassa NIGDY NIE CHCIAŁ być Scottem Hendersonem. Cała ta dyskusja - no, może jej większość - to wyważanie otwartych drzwi. Domysły, dlaczego Bonamassa gra z takimi muzykami a nie innymi, dlaczego nie próbuje wypadów w klimaty jazzowe, dlaczego to i dlaczego tamto są niestety wynikiem braku obycia piszących tu forumowiczów. Wystarczy posłuchać kilku z brzegu wywiadów z Joem, żeby się zorientować, co i dla kogo chce Joe grać. Wielokrotnie powtarzał przecież, że nigdy nie uważał się za artystę, a, powiem tak brzydko z angielskiego, za "entertainera", czyli człowiekiem, którego celem jest dostarczanie rozrywki.
Nie wiem, jak trzeba być głuchym, żeby tego nie usłyszeć. Najwyraźniej bardzo. Zastanawiam się, kiedy doczekamy się tutaj adekwatnej krytyki dokonań Bonamassy kogoś, kto ma jakiekolwiek pojęcie, kim w ogóle Bonamassa chce jako artysta być. Kuba Chmiel z pewnością tym człowiekiem nie jest - aż chciałoby się powiedzieć, że "katuje czytelnika kanonadą nieprzemyślanych słów" - i nie jest nim wiele innych osób, które się tu wypowiedziały.