Wczoraj P. Janek (Chojnacki) wyznał na antenie, ze też jest rozczarowany tą płytą - bo miał być "
nasz Bonamassa, blues, a tu jakis hard-rock"
I zapuścił "Little Secret", gdzieś "
wokalista śpiewa cienkim głosem, ale za to mamy wspaniałą solówkę Joe, gdyby tak można było wokal wyciszyć..."
Akurat ten utwór w ogóle mi do tej płyty nie pasuje, to taki typowy bluesrock-ballad a'la Bonamassa, tyle że zamiast Joe na wokalu męczy się Glenn
Po paru słuchaniach płyta co raz bardziej mi się podoba, choć są wyjątki, jak choćby wspomniany "Little Secret", ale w sumie - bardzo solidny hardrock
ps. wszystkie cytaty z pamięci...