autor: karambol » sierpnia 14, 2011, 4:56 pm
Kiedy Kenny debiutował jako nastolatek miałem go za takiego pewnego siebie amerykańskiego blondaska, który grając na gitarze chciał zaimponować laskom? kolegom? Może chciał być kolejnym wcieleniem Hendrixa lub SRV? A może kimś lepszym od nich? Wiem, że to niesprawiedliwe - nie znając człowieka tak brzydko go oceniać. Swoją jakże niesprawiedliwą opinie o nim jeszcze bardziej zradykalizowałem kiedy w telewizyjnym programie "Amerykański hot rod" widziałem jak modernizowane było pod jego widzimisie jakieś amerykańskie klasyczne auto. Samochód zrobiony na miarę przez Boyda Coddingtona z pewnością trochę kosztuje. Ale za to jaki to szpan we wsi.
Swoje zdanie o nim zmieniłem radykalnie i to o 180 stopni (a nawet jak kiedyś powiedział pewien poseł PSL o 360 stopni) po tym jak posłuchałem wydanej w 2007 roku płyty "10 Days Out: Blues from the Backroads". Był to zapis jego podróży po amerykańskiej prowincji. Spotykał się tam ze starymi mistrzami bluesa - grał z nimi, rozmawiał. W zestawie z płytą CD jest DVD i tam doskonale widać jak KWS chłonął wszystko to co mówią mistrzowie. Nie będzie przesadą jak napiszę, że słuchał tego z nabożnym skupieniem. Rozmawiał z nimi nie o efektach jakich używają, nie o wzmacniaczach, strunach, lampach czy przesterach. Rozmawiali o "duchowej" stronie bluesa. Rozmawiali to tez przesada bo to ONI mówili a Kenny słuchał. Czasem sobie wspólnie pogrywali i to w różnych dziwnych miejscach takich jak ogródek czy kuchnia. Były też większe koncerty gdzieś w klubach czy kościołach z porządnym nagłośnieniem i pełnym zestawem instrumentalnym. I również wtedy Kenny stał raczej z boku bo nie on był tu najważniejszy, on był tylko uczniem a najważniejsi byli ONI. Kiedy oglądam to DVD to zawsze do samego końca. Bo kiedy lecą napisy końcowe a tam wykaz MISTRZÓW z jakimi spotkał się KWS i przy niektórych pojawia się data ich śmierci. Po prostu zmarli w okresie pomiędzy nagraniem tego materiału a jego wydaniem. No cóż taki namacalny i dotykalny dowód na bezlitosny upływ czasu. I tak najnormalniej i po ludzku mam szacunek do Kennego za to, że dzięki niemu choćby cząstka spuścizny MISTRZÓW zostanie zachowana. Mój wielki szacunek.
Pokłosiem opisanej wyżej podróży jest też fantastyczna płyta "Live in Chicago" wydana w 2010.
A teraz mamy najnowsze jego wydawnictwo czyli "How I Go". Płyta FANTASTYCZNA niby nic odkrywczego ani rewolucyjnego ale takie granie po prostu uwielbiam. Kiedy tego słucham gęba mi się śmieje. Właśnie wróciłem ze 100 km przejażdżki po ziemi podlaskiej i cały czas grał mi najnowszy KWS. Piękna pogoda, piękne widoki za oknem i piękna muzyka. Jutro znowu jadę i znowu z Kennym w odtwarzaczu. A Noah Hunt na wokalu MIODZIO nie mam słów uznania i podziwu.