autor: TITO » marca 8, 2012, 5:50 pm
E tam!
Prawda jest taka, że jedyne co można Bonamassie w kontekscie tego forum zarzucić to to, że odchodzi od bluesa! I w tym wypadku akceptuję sytuację, rozumiem, że są inni gitarzyści, którzy się bluesfanom podobają dużo bardziej niż Joe, bo rzympolą jak tradycja nakazuje.
Pewien dziennikarz pokusił się nawet o taką definicję:
Bluesman - łatwo go rozpoznać po nieuzasadnionym poczuciu wyższości i odrapanej gitarze. Uważa, że tylko on gra z uczuciem. Gardzi szybkimi gitarzystami, ale w domowym zaciszu słucha nawet Petrucciego. Lubi utrudniać sobie życie - gra na jak najgrubszych strunach, żeby muzyka rodziła się w bólu, i używa sprzętu, który notorycznie się psuje. Nigdy nie stroi, bo w kółko podciąga struny. Uważa, że wszelki sprzęt wyprodukowany po 1969 roku to tandeta. Jego gra to luźno związane z rytmem pomiałkiwanie!
Myślę, że w podobnych słowach można by określić paru bluesfanów.
Dadam tylko, że Bonamassa jest bardzo skromnym chłopakiem. Zapytany o swoich mistrzów wymienia ich dziesiątkami, nigdy nie nazwał się królem czegokolwiek, a już w ogóle nie bluesa!!! Cały czas bierze lekcje, rozwija się, itp.
Komu to przeszkadza?
Nie ma nic piękniejszego niż gitara...
chyba, że dwie!