Podpowiem: u starych górali beskidzkich albo tatrzańskich! W starych, rujnujących się obejściach w wiochach - Dzianiszu, Kirach, Murzasichlu, Chochołowei, Witowie Brzezinach... Albo w Beskidach: Istebnej, Koniakowie, okolicach Lanckorony i różnych licznych małych przysiółkach beskidzkich...
Przypomina mi się historia pewnego mało znanego - acz wyśmienitego lutnika górnośląskiego (z pochodzenia górala podhalańskiego) z lat sześćdziesiatych, który wędrując zwykle jesienią po Beskidach wypatrzył kiedyś na zagraconym góralskim podwórku - bodajże w Istebnej - starą, "na oko" byle jaką, pociemniałą półtorametrową grubą i szeroką, wyciętą z jednej dechy, ławę.
Wszedł na podwórze, przywitał się z gazdą, tradycyjne zapytał go o oscypki i bundz, potem przysiedli na owej ławie, zapalili po "piporasie"..., w międzyczasie pan Jurek siedząc na ławie przyjrzał się lepiej drewnu - stary wysezonowany przez dziesięciolecia niespękany jawor o przepięknym usłojeniu! Pogadał więc z gazdą o domu i jego historii, starych sprzętach, "chudobie" - no i "mimochodem" zapytał o ławę: "
a, to, wicie panocku, jesce mój naddziod wyciosał - musi bydzie ze sto roków nazod bo oba długo zyły - i łon, i mój łociec tyz...".
Pan Jurek posiedział chwilę, potem "
zacon brać sie ku chałupie" - do Gliwic.
Powrócił tam za rok. Fiatem 125. Pierwszy rzut oka:
NIE MA ŁAWY!!! Czarna rozpacz!!!
Widząc go, gazda wyszedł zo chałupy i przywitali się serdecznie. Zapalili po "piporasku" i p. Jurek - "a co się stało z tamtą ławą???
A, spoliłek, panocku, zimom pod blachom...".
Wzburzony tym p. Jurek zacząl się zbierać i żegnać. Widząc to gazda mówi "
a ka ze to chłopie juz idzies??? Pocekojze kapkę... A ty (do żony) idzze do boiska i moze cosik tam bydzie - no, jest jakasi staro rubo decha... no, tośmy jej ne spolili przecie! Patrzi sie wom ona, panocku? To biercie, to pamiontka po dziodkach - dojcie pinć stówek i waso!" Pięć stów w latach 60-tych to była kuuupa forsy! Zaczynając w 1969r. pierwszą swą pracę dostałem na poczatku 1150zł
Decha dotarła szczęśliwie do Gliwic. Powstały z niej niejedne cudowne mistrzowskie skrzypce... o śpiewnym brzmieniu... słyszałem jedne z nich osobiście - ów lutnik był zaprzyjaźniony z moim ojcem i stryjną.
Dlatego: szukajcie a znajdziecie! Takiego starego lutniczego drewna pod górmi wciąż wiele się łostoło - syćko to ino kwestia dotarcio, doźrzenio i
dogodanio sie