autor: RafałS » kwietnia 28, 2013, 6:52 pm
Teraz coś z płyty, o której początkowo sądziłem, że jest straszna (i formalnie rzecz biorąc - zdania nie zmieniłem). Rzecz jest wyjątkowo pokraczna od strony aranżacyjnej, produkcyjnej i dźwiękowej. Niby southern rock ale w wydaniu łączącym ociężałość i toporność Molly Hatchett z AOR-ową obciachowością .38 Special. Niemniej znajduję w słuchaniu pokrętną przyjemność: chwilami jest to muzyka zrobiona tak nieudacznie, że aż rozbrajająca. A do tego kawałki dość chwytliwe, choć nie zawsze własne. Wybieram bardziej konwencjonalny i ze znanym gościem.