autor: Rock-A-Billy » sierpnia 29, 2013, 8:27 am
Jeśli o coś można się tych płyt przyczepić, to wyłącznie o to że są bardzo podobne. Na dobrą sprawę, biorąc pod uwagę że trwają po ok. 40 min można by z nich złożyć jeden album. Nie wiem czy utwory na nich zamieszczone nie powstały w czasie tej samej sesji. Rozgraniczanie, która jest lepsza to dla mnie nieporozumienie. J. Mayer świetnie odnalazł się właśnie w tego typu folkowo - country`owych klimatach i jak dla mnie to jego wcielenie jest najbardziej przekonujące. Swojej opinii na temat jego popowych zapędów nie zmieniam, ta twórczość jest, była i pozostanie dla mnie żenująca. Jako bluesman czy blues - rockman ten człowiek też mnie nie przekonuje. To "wymuskane" granie kwalifikuje się jak dla mnie wyłącznie do d... Brak w tym jakiegokolwiek autentyzmu. Po prostu nie porywa pomimo oczywistej technicznej finezji, aczkolwiek z zachwytami w tej materii też bym nie przesadzał. Są lepsi. Na ostatnich albumach po prostu odnalazł właściwy artystyczny garnitur, bo wcześniej trochę się błąkał po różnych manowcach muzycznych. Zresztą dla bardzo wielu osób, był znany wyłącznie z doniesień plotkarskich w brukowcach o jego związkach uczuciowo - łóżkowych z gwiazdami i gwiazdkami z Hollywood, a nie z powodu muzyki, którą tworzył. Ot, kolejny facio z USA, który jest znany z tego, że jest znany, bo jego muzyki w europejskich stacjach radiowych za często nie uświadczycie. Z tego co gdzieś wyczytałem, to ostatnie dwie płyty nagrał po rozpadzie związku z piosenkareczką country Taylor Swift, więc może to była jakaś inspiracja. Ja osobiście country też lubię, choć nie we wszystkich jego odmianach. Takie podejście jakie zaprezentował na Born And Raised i Paradise Valley, jak się okazało bardzo mi odpowiada. W Stanach mawiają, że jak muzyk trafia w ślepy zaułek swej kariery, to jednym z najlepszych sposobów na wyjście z niego jest nagranie płyty country...i coś w tym jest.